sobota, 24 listopada 2012

Wróciłam. Zmęczona, śpiąca, obolała, ale prze szczęśliwa. Oczywiście pierwsze co zrobiłam to podłączenie telefonu i zgranie zdjęć, następnie youtube i powrót do wczorajszego wieczoru. 



Ale od początku.

Mimo wielu problemów, z transportem, okazało się że jednak nie pojedziemy autem, z depozytem, nie wiedzieliśmy gdzie rzeczy zostawić, z numerkami które ponoć był, ale tylko dla picu wszystko poszło wręcz genialnie. 
W Łodzi byliśmy po 13, szukanie depozytu na stacji i na poczcie niestety zakończyło się niepowodzeniem, więc postanowiliśmy tachać to wszystko ze sobą na koncert. Z resztą większego wyboru to nie mieliśmy. 
No to od jakiejś 15, pewnie wcześniej, przyszliśmy pod Atlas Arenę, ja w szoku że w sumie za dużo tych osób to tam jeszcze nie koczuje i nie stoją w ścisku jak sardynki. Więc stanęliśmy sobie w luzach z przodu no i stoimy bo skoro dziura jest to czemu nie skorzystać. Pierwsza wątpliwość to taka, że kupił bilety od gościa przez neta. Zawsze był cień ryzyka iż nie są oryginalne. Wtedy to bym się chyba rzuciła z tej Atlas Areny. No ale stoję dalej i marznę. Ponoć wyglądałam jakbym miała jajo znieść. 
Następna wątpliwość to numerki. Kątem oka widziałam że ludzie obok mnie mają coś markerem na wierzchu dłoni napisane.  W końcu jakaś dziewczyna pchająca się do przodu powiedziała że jakieś numerki jakaś babka rozdaje. No to wyszliśmy z naszego zajebistego miejsca w kolejce, szukamy kogoś, pytamy się w budce gdzie bilety odbierają, oni nic nie wiedzą, w końcu gościu z Areny najpierw powiedział, gdzie ta babka, a jak nie znaleźliśmy i poszliśmy do niego jeszcze raz, to było że numerków jest tylko 200 i po to żeby się kolejna uformowała. I rozwiązała się zagadka dlaczego stali tak spokojnie. To wróciliśmy prawie na nasze miejsce w kolejce spokojniejsi że i tak wejdziemy. 
Zaczęli wpuszczać niestety dopiero po 18, szybko przez barierki, babka skanuje kod na bilecie, przepuszcza dalej i już wiem że będzie dobrze. Dzięki bogu była szatnia, nie wiem jakbym przeżyła tam w kurtce. 
Kolejne półtorej godziny czekania pod sceną. 
Support - Everything Everything. Nie wiem czy znacie, ja przynajmniej pierwszy raz ich słyszałam. Całkiem przyjemna nuta wg mnie. Dla przybliżenia. 




W Atlasie ten początek brzmiał zajebiście. 
Potem kolejna godzina. Ja już jakimś cudem w piątym rzędzie, potem na szczęście udało się być w trzecim *,* Oczywiście musieli się po gwiazdorsku spóźnić. 
W końcu muzyka w głośnikach ucichła, światło zgasło, ludzie zaczęli krzyczeć, ze sceny popłynęły dźwięki Unsustainable , którego na początku strasznie nie lubiłam, jednak po wczorajszym zmieniłam zdanie o tej piosence. 
Człowiek którego słuchasz od kilku lat, oglądasz na zdjęciach, podziwiasz w internecie, stoi przed tobą te kilkanaście metrów dalej na scenie. Emocje w najczystszej postaci. Widzisz, słyszysz, czujesz tę muzykę. Niezapomniane spełnienie marzeń po raz drugi. 
Tym razem jednak obyło się niestety bez rzucania czegokolwiek, za to Bellamy zrobił miłą niespodziankę schodząc do fanów. Niestety ten zaszczyt mnie nie kopnął, ale przecież nie będę się załamywać z tego powodu, i tak dostałam więcej niż się spodziewałam. Żałuję jedynie że nie poświęciłam więcej czasu The 2nd Law. Zagrali z niej chyba dobrą połowę piosenek. 
Muszę również przyznać z obserwacji oraz internetu że Bellamy znacznie dorósł :) Troszkę szkoda, ale w końcu ojciec to może powinien być poważniejszy :>
Były dwa bisy, jednak drugiego przyznam się szczerze że się nie spodziewałam gdyż dużą liczbę koncertów kończyła piosenka 
Knights of Cydonia, dlaczego myślałam że i tym razem będzie tak samo. I wyszłam spod sceny. Jednak nie z koncertu. I ni żałuję, dwie ostatnie piosenki zobaczyłam z całkiem innej perspektywy, na spokojnie. Dopiero z daleka, z perspektywy przypominającej oglądanie filmików w necie, nie walcząc o życie, zdałam sobie sprawę gdzie jestem i co się dzieje. Także dwa ostatnie utwory przeryczałam z radości jednocześnie drąc gardło i klaskając do Starlight'a.


Kilka moich własnych zdjęć, średnia jakość bo robione ziemniakiem. 






+ jeden z lepszych filmików jakie do tej pory wrzucono, sam początek, tak dla małej wizualizacji :)

Pozdrawiam tych co byli i wszystkich fanów. 




4 komentarze:

  1. Uwierz mi, ze umieram z zazdrości.
    Awwwwww, Matt *.* I w ogóle, całe MUSE, no kurde <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się że udał Ci się koncert, sama bym tam chciała być! Tymczasem czekam na jakąś pracę, może koncert Cię natchnął? :)

    http://zulaart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. dobrze, że koncert się udał i Ci się podobało :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadal do mnie nie dociera, że tam byłam... ;)

    OdpowiedzUsuń