poniedziałek, 30 grudnia 2013

Wreszcie wracam z czymś nowym. Moje dosłownie największe dzieło w życiu. 
Przez prawie trzy tygodnie przed świętami malowałam tło do szopki w kościele. Notka dopiero teraz bo albo święta, potem urodziny siostry i jakoś tak czas leciał. A raczej jego brak :)

Obraz ma wymiary 2x3,6m, malowany akrylami na płótnie domowej roboty. Tworzone jak widać w trzech częściach dlatego też musicie wybaczyć różnice kolorystyczne ponieważ każdą część miałam osobno, pojedynczo w domu. Było z tym mnóstwo zabawy, zarówno w tym pozytywnym sensie (codzienne malowanie, ogromny format, coś czego jeszcze nie robiłam) jak i tym negatywnym (problemy z transportem czegoś tak dużego, zabierało mi sporo miejsca w pokoju, terminy mnie goniły).

Widzę kolejny plus z rzucenia studiów, gdyby nie to w życiu nie miałabym czasu i sił na podjęcie się takiego wyzwania. Tak na marginesie z programowania ponoć dawano mi jeszcze w grudniu szanse, słodko :P






Gorąco pozdrawiam i życzę udanego sylwestra, obyście go nie pamiętali :)

niedziela, 24 listopada 2013

Jak to jest żyć ze świadomością, że uratowało się komuś życie?

Niestety nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, choć od kilku dni baaardzo bym chciała, czyli krótko o tym jak to jest być dawcą. Ale zacznijmy od początku.

Moja przygoda zaczęła się od próby oddania krwi w Centrum Krwiodawstwa. Dostatecznie niedoinformowana wybrałam się za namową kolegi tak o, z ciekawości. Czy była w tam jakaś poważna chęć pomocy lub świadomość ratowania życia? Wydaje mi się, że nie. Ot zobaczymy jak to jest, no i te obiecywane dziewięć czekolad zawsze kusi. Nie mam pojęcia czy inne osoby, które miały taką samą chęć lub udało im się oddać krew mają to samo podejście. Do tej pory nie zwracałam na to większej uwagi. W planach mam niewielki wywiad na ten temat :)
Zarejestrowałam się, wypełniłam ankietę, grzecznie pozwoliłam pobrać sobie próbkę krwi, po czym oczywiście miła pani doktor kazała podpisać się w miejscu w którym znajdują się uwagi dlaczego nie zostajemy zakwalifikowani. I tak trzy razy.
Obecnie jestem na etapie "za mało czerwonych krwinek" oraz "idź do lekarza rodzinnego, niech ci napisze, że możesz krew oddawać". Cóż, pech to pech. Jednak z dalszych prób nie zamierzam rezygnować, mimo iż na pójście do owego lekarza nie mam nigdy czasu ani ochoty :)

I tak by pewnie moje podejście do tej sprawy miało się nadal gdyby nie moja sobotnia rozmowa z kuzynką na temat dawców szpiku i komórek macierzystych.
Prawda jest taka, że oddawanie krwi jakoś bardziej siedzi w naszym otoczeniu, jest bardziej popularne, jeśli można użyć takiego słowa, ludzie posiadają na ten temat większą wiedzę. Oddaje krew twoja koleżanka, twój kolega pyta czy nie chcesz się może wybrać. O szpiku nikt nie mówi. Przewija się ten temat od czasu do czasu w spotach telewizyjnych, w centrum krwiodawstwa wiszą plakaty, ale tak na prawdę jest to gdzieś obok nas. Nie interesujemy się tym, dopóki nie dotknie nas ten problem osobiście. Ze mną nie było inaczej, dopóki nie usłyszałam relacji oraz wszelkich potrzebnych informacji od osoby która zrobiła chyba najpiękniejszą rzecz jaką można w życiu zrobić - dała komuś drugą szansę. 

W mojej opinii różni się to kolosalnie od oddawania krwi. Tam po prostu idziesz, oddajesz (jeśli masz więcej szczęście niż ja :)) i z reguły nie interesuje nas za bardzo co oni dalej z ta naszą krwią zrobią. Z resztą nawet choćbyśmy chcieli, wydaje mi się, że do takowych informacji dostępu nie mamy (mogę oczywiście się mylić). Po prostu cieszymy się dniem wolnym od pracy czy tam szkoły :)

Ze szpikiem jest inaczej. 
Ogromnym plusem jest to iż pierwszy etap, a mianowicie rejestrację w fundacji DKMS oraz pobranie próbek naszego materiału genetycznego możemy wykonać bez wychodzenia z domu. 
I dopiero po tym "magicznym" telefonie, że jesteś komuś potrzebny wszystko się zaczyna. Jest osoba. Wiesz jakiej jest płci. Wiesz gdzie mieszka. Wiesz ile ma lat. Może jest w wieku twoich rodziców? Może twojego rodzeństwa? A może w twoim. Znajduje się osoba której oddając cząstkę siebie możesz uratować życie. Czy to nie brzmi pięknie? Czy nie jest to najważniejsze co możemy komuś dać? Drugą szansę..
I o tyle jest to piękniejsze, o ile twoja grupę krwi ma tysiące ludzi na świecie, tak twój kod genetyczny jest niepowtarzalny. Oni potrzebują WŁAŚNIE CIEBIE.

Co więcej pięknym jest to, że fundacja DKMS pokrywa za nas wszelkie koszty dojazdu na miejsce (niestety klinik wykonujących pobranie wcale nie jest wiele. Musimy się też liczyć z ewentualnością wyjazdu za granicę. Wtedy również organizują nam tłumacza. Ponoć prześwietny człowiek :)) oraz koszt pobytu w danym mieście. Nie kosztuje nas to nic oprócz odrobiny dobrej woli. Wymagają jedynie naszego "tak", które przecież nic nie kosztuje, a może zdziałać tak wiele. 

Po dwóch latach od pobrania możemy poznać naszego "bliźniaka genetycznego". Jednak wcześniej o ile dobrze się orientuje, możemy do tej osoby napisać lub ona do nas. Jednak dopiero po upływie 24 miesięcy osoby przestają być dla siebie anonimowe. Na stronie fundacji jest list pacjenta do swojego dawcy. Na prawdę wart przeczytania. "Czułem, że się tak rozklejam, ale czuję, że jesteś mi na tyle bliski, że nie mam się czego wstydzić. Nie przed człowiekiem, który uratował mi życie. Dziękuję Ci." (źródło: http://www.dkms.pl/pacjenci-rodzina-i-przyjaciele/index.html).

Samej procedury która uruchamia się po naszym "tak" nie będę wam opisywać, wiele szczegółów można znaleźć na stronie fundacji w zakładce "Najczęściej zadawane pytania". Jednak postaram się  rzetelnie odpowiedzieć na ewentualne pytania, na miarę mojej, już na szczęście nie tak szczątkowej wiedzy :)

Co jeszcze pasuje napisać? 
Szpik nie jest i nigdy nie był pobierany z rdzenia kręgowego. Pobierany jest z kości biodrowej w pełnej narkozie, jednak w 80% wydzielają komórki macierzyste z naszej krwi, więc jest to procedura podobna do tej w Centrum Krwiodawstwa. Choć głowy nie dam, bo nie byłam, jednak wnioskuje z opisów jednego i drugiego :)
Nie bójcie się pomagać. Dajcie komuś, zupełnie bezinteresownie, najpiękniejszą rzecz jaką tylko można - ŻYCIE. 



sobota, 23 listopada 2013


Kociak na zamówienie dla kuzynki kończony "na kolanie"
 podczas jazdy samochodem,
 dlatego zdjęcie też nie powala jakością :)








środa, 20 listopada 2013


No i po premierze Muse "Live at Rome Olympic". 
Pierwszy raz przyszło mi do kina pójść całkiem sama, delegacje to zło. 
Początkowo nie wiedząc jeszcze, że premiera odbędzie się również w Rzeszowskim Multikinie chodziła mi po głowie wycieczka aż do Krakowa w celu obejrzenia relacji z koncertu. Wczoraj po seansie, na szczęście na miejscu, stwierdziłam, że pewnie było by warto pokonać aż tyle kilometrów. 
Każdy koncert Muse oglądany w znośnej jakości, oraz przy jakimś sensownym poziomie dźwięku wbija mnie w fotel i odgradza od rzeczywistości, nawet oglądany na ekranie monitora. Co dopiero sala kinowa. 
Znając mnie dvd z koncertu nabędę choćbym miała na nie żebrać. 

Oczywiście bez drobnych łez się nie obyło, przecież nie będę ryczeć jak bóbr, to tylko film :)
Sam koncert był niezwykle udanym "przedstawieniem". Polityk przy "Animals" i sekretarka podczas "Feeling Good" oraz później ich ciała w trumnach gdzieś tam w przestrzeni pod sceną byli dla mnie nie małym zaskoczeniem. I te kilkaset tysięcy ludzi skaczących w rytm jednej piosenki. Zawsze mnie to zachwyca. 

Pewnie będę to przeżywać jeszcze przez dwa, trzy dni, po czym mój poziom tęsknoty osiągnie kolejny etap i nawet koncert Muse na to nic nie pomoże. Ale jakoś przeżyję do następnego weekendu. Mus(z)e :)

* * * 

Tak z innej beczki, nie chodzę już na uczelnię od tygodnia. Od razu widzę zmiany w moim nastroju, zniknęło chroniczne zmęczenie, wiecznie poirytowanie i ciągły stres. Chciałam bym ambitna, ale nie wyszło. Mam teraz znów za dużo czasu wolnego, więc przeglądam oferty pracy dodatkowej. Może nuż się coś trafi. Jednak do mojego październikowego trybu życia zdecydowanie nie planuję wracać. Czuje się szczęśliwsza mając siłę choćby na to by po powrocie do szkoły "żyć", a nie spać.
 Myślenie o tym, co dalej robić w życiu odkładam do 2014 roku. 

W niedzielę wybieram się na szkolenie z hybryd, miałam w planach zakup lampy UV jednak jak zwykle brakuje mi funduszy, mimo iż "studentem" już teoretycznie nie jestem. Jednak z legitymacją się tak szybko rozstawać nie zamierzam, czemu sobie odmawiać tylu zniżek. 

Zlecono mi również namalowanie ogromnego tła do szopki, jednak sprawa nadal nie jest dogadana, więc może czasem nic z tego nie wyjść. Choć akurat obecnie miałabym na to wystarczająco czasu.

żeby nie przedłużać tej jakże życiowej notki kończę i pozdrawiam :)

czwartek, 14 listopada 2013

Loki from Avengers :)




Chyba rzucam studia, w międzyczasie szukając jakiejś pracy dodatkowej. Informatyka to zdecydowanie nie mój świat. Tak czy siak, pasuje poświęcić więcej czasu tworzeniu :)

Moja wena domaga się jakiegoś ujścia, w mej chorej głowie zrodził się pomysł na film, czy kiedykolwiek on powstanie to nie wiem, chciałabym, żeby choć raz lenistwo nie wzięło góry. 

Lubię to poczucie, że nie doliczam kolejnego dnia w którym nie zrobiłam nic z moim talentem, ze nie usycha gdzieś tam biedny w środku. 

sobota, 26 października 2013

Pierwszy digital, którego tematem nie jest koń. Zawsze to jakiś postęp :)




I oczywiście do kolekcji speed paint. Nie chce mi sie coś filmik normalnie wczytać więc wybaczcie samego linka.




poniedziałek, 14 października 2013

Dwie koszulki które już od dawna czekały na pokazanie :) 







Studia i szkoła policealna na raz obecnie nie zabijają, pogrzebałam mój wolny czas, a matma mnie zniszczy. Ach to optymistyczne podejście :P

piątek, 6 września 2013

Niewyjdziona Miranda Kerr, którą naszkicowałam dobrych kilka miesięcy temu i wreszcie zmobilizowałam się by ją w miarę dokończyć, wykorzystując do tego czarną farbę, ponieważ ta praca była jedyną z jakiej nagrałam speed drawing, więc szkoda było zmarnować filmik, który znajdziecie poniżej :) 







Ostatnio kolega z liceum zapytał mnie co robię z zawodem plastyka. Odpowiedziałam pół żartem, pół serio, że kartki urodzinowe. Ani trochę mnie ta odpowiedź nie satysfakcjonuje. 
Pozdrawiam :) 

poniedziałek, 2 września 2013

Osiemnastkowa Pou kartka.




Prawko zdane, szkoła zaczęta, teraz będzie tylko gorzej :P

środa, 28 sierpnia 2013

Właściwie to nic specjalnego, ale zawsze coś. Kartka urodzinowa na zamówienie. Solenizantce ponoć się podobała :)





Swoją drogą za nie cały tydzień trzeba wrócić do szkoły. A miesiąc później pójść do kolejnej. Na chwilę obecną nie mam pojęcia jakim cudem zamierzam to ogarnąć, ale martwić się tym będę w październiku. 
Jutro egzamin praktyczny na prawko, najpewniej wepcham się co najmniej za trzem tirom pod koła, na jakieś przejście dla pieszych, komuś w dupę. Choć może oszczędzą mi tego wstydu i nawet nie wyjadę z placu :P 

czwartek, 23 maja 2013

Po średnio długiej nieobecności wracam z nowym rysunkiem. Wiedźmin na zamówienie. 




Matura z historii sztuki na szczęście już za mną, na informatykę nie poszłam, nauczenie się samodzielnie programowania mnie przerosło. Żałuję, że nie przygotowałam się lepiej, jednak modląc się o 30% wymodliłam chyba z 50% także jestem z siebie zadowolona :)

piątek, 12 kwietnia 2013

Kolejny digital, zrobiony już dobrych kilka dni temu, jednak nie mogłam się uporać ze sklejeniem speed paint'a a nie chciałam już tego rozdzielać :) 



+ efekt mojej nudy na ostatniej informatyce:





Jak widać również sprawiłam sobie wreszcie jakiś porządny nagłówek, mam nadzieję, że się podoba :)
Pozdrawiam :)


środa, 27 marca 2013

Wreszcie leń został pokonany! I to w jakim stylu! Nie dość że digital, to jeszcze nagrałam pierwszego w moim życiu speedpaint'a.



Niestety kochany jutjub zablokował moją muzykę w filmiku, nie wiem, może ja się nie znam, może zawsze tak jest, w końcu wrzucałam coś na yt po raz pierwszy. Oby było więcej. No ale jak mówiłam muzyka to jakiś badziew wstawiony z tego co było do wyboru, ale nie brzmi tak tragicznie :)



poniedziałek, 25 marca 2013

Cóż, nawet jak nic nie tworzę (taaak, leń nadal trzyma) to w moim artystycznym świecie coś się dzieje. 
W Europejskiej Galerii Sztuki w Rzeszowskim Millenium HALL wystawili prace absolwentów plastyka. Pewnie na szczęście wśród prac znalazł się mój dyplom, nie ważne że kompletnie bez mojej wiedzy :D 


Jeśli ktoś jest z Rzeszowa to serdecznie zapraszam do obejrzenia wystawy, jest naprawdę wiele ciekawych prac :)


Tak z innej beczki to zaczęła mnie przerażać zbliżająca się wielkimi krokami matura bo jestem nadal w lesie. Z Historii Sztuki przeczytana jedynie Secesja. I to przeczytana, a nie nauczona. Z programowania jestem w czarnej dupie. Tyle wygrać. 

czwartek, 7 marca 2013

Ostatni tydzień mam tak rozwalony, że nie wracam niestety z żadnym nowym tworem. Przygotowania do imprezy urodzinowej (tak, tak, już stara jestem) zabrały cały mój czas, a teraz nadal go nie ma, ponieważ z różnych części Polski oraz Francji zjechał się mój kochany harem (zostali już należycie przedstawieni we vlogu także ja nie będę tego robić po raz drugi), aby świętować razem ze mną drugą rocznicę osiemnastych urodzin. Owszem, na torcie było 18 świeczek :> 
Ogromnym plusem jest to, że zabrali ze sobą miłego pana, Kamila Scheicht'a, który spędził z nami całe trzy dni :)
Poniżej jego vlog z dwóch pierwszych. Z ostatniego ma być dzisiaj jeszcze jeden. 
Zachęcam do obejrzenia, tak, ta ruda to nie kto inny jak ja :>




Chciałabym jeszcze wspomnieć iż moi koledzy obdarowali mnie kompletem 24 cudnych ołówków, który na pewno w najbliższej przyszłości przyczyni się do powstania kolejnego.. czy portretu to nie powiem, bo jeszcze wena nie przybyła. I na razie chyba nie znajdzie na to czasu, ponieważ widzimy się raz na kilka miesięcy i trzeba jak najefektywniej wykorzystać ten czas :)





Na razie jedynie mój żołądek ma ich serdecznie dość, od soboty słowa obiad to ja nawet nie widziałam. Żywienie się syfem łagodnie mówiąc pewnie w najbliższym czasie odbije się na moim zdrowiu oraz wadze, ale tym się będę martwić kiedy indziej. 

Serdecznie pozdrawiam :)

niedziela, 24 lutego 2013

Something new :)
Audi wyssało ze mnie całą wenę i chęć do rysowania, więc jak zrobiłam szkic wieki temu, tak skończyłam dopiero wczoraj :)







czwartek, 21 lutego 2013

Niestety jak od Audi nic nie było tak nadal nic nie ma. 
Chyba owe zamówienie wyssało ze mnie całą chęć do rysowania. Drugi tydzień ferii mija, a ja ołówka w ręce nie miałam. Z jednej strony źle mi z tym, z drugiej dawny leń powrócił i nie chce za nic odejść. Jakaś porządna motywacja by się przydała, niestety takowej brak. Nie do końca satysfakcjonujące jest dostanie za rysunek czegoś co swego czasu i tak miałam za darmo. 
Nie lubię tego stanu. Strasznie. Ale równie ciężko mi się z niego wychodzi. 
Zmotywujcie mnie jakoś, proooooszę :)

Tak z innej beczki to okazuje się iż dwie matury które będę pisać w tym roku są akurat tego samego dnia, o 9 rano informatyka, a o 14 historia sztuki. I to jeszcze pod koniec maja. Najpewniej do tego na informatykę "wyrzucą" mnie do innej szkoły, gdzie nawet nie będę miała pojęcia jak salę znaleźć. A tu jeszcze ponoć dzień wcześniej trzeba komputery posprawdzać.  Zaczynam żałować tej informatyki, ale może nie będzie tak źle. Najwyżej nie przyjdę :D 

Z przyjemniejszych rzeczy to udało mi się wygrać buty w konkursie na fb. I to zaraz po tym jak sprawdziłam terminy matur. Jak dojdą to się pochwalę :)

Widziałam ostatnio również teledysk który kompletnie mnie zaskoczył, powalił, rozwalił czy co tam chcecie. 
Piosenka bardzo średnia i nie mój klimat, ale tu o kaczki chodzi! :D Duży plus za coś, czego się kompletnie nie spodziewałam :) Zrobili zdecydowanie coś co jest bardzo trudne w dzisiejszym świecie, najpewniej "coś czego jeszcze nie było". 


pozdrawiam, i życzcie weny :)
+ zmieniłam też w końcu nagłówek, mam nadzieję, że tylko chwilowo i w końcu zrobię sobie jakiś porządny...  taa jasne

poniedziałek, 4 lutego 2013

Wreszcie mogę się pochwalić spodniami, pomalowane już ponad tydzień temu, ale nie mogły się doczekać zwężenia :)

Flaga, dziury, ćwieki oraz napis to moja robota :)
"Codzienne słuchanie sarkastycznych ludzi może sprawić, że staniesz się bardziej kreatywny."








sobota, 19 stycznia 2013