No i po premierze Muse "Live at Rome Olympic".
Pierwszy raz przyszło mi do kina pójść całkiem sama, delegacje to zło.
Początkowo nie wiedząc jeszcze, że premiera odbędzie się również w Rzeszowskim Multikinie chodziła mi po głowie wycieczka aż do Krakowa w celu obejrzenia relacji z koncertu. Wczoraj po seansie, na szczęście na miejscu, stwierdziłam, że pewnie było by warto pokonać aż tyle kilometrów.
Każdy koncert Muse oglądany w znośnej jakości, oraz przy jakimś sensownym poziomie dźwięku wbija mnie w fotel i odgradza od rzeczywistości, nawet oglądany na ekranie monitora. Co dopiero sala kinowa.
Znając mnie dvd z koncertu nabędę choćbym miała na nie żebrać.
Oczywiście bez drobnych łez się nie obyło, przecież nie będę ryczeć jak bóbr, to tylko film :)
Sam koncert był niezwykle udanym "przedstawieniem". Polityk przy "Animals" i sekretarka podczas "Feeling Good" oraz później ich ciała w trumnach gdzieś tam w przestrzeni pod sceną byli dla mnie nie małym zaskoczeniem. I te kilkaset tysięcy ludzi skaczących w rytm jednej piosenki. Zawsze mnie to zachwyca.
Pewnie będę to przeżywać jeszcze przez dwa, trzy dni, po czym mój poziom tęsknoty osiągnie kolejny etap i nawet koncert Muse na to nic nie pomoże. Ale jakoś przeżyję do następnego weekendu. Mus(z)e :)
* * *
Tak z innej beczki, nie chodzę już na uczelnię od tygodnia. Od razu widzę zmiany w moim nastroju, zniknęło chroniczne zmęczenie, wiecznie poirytowanie i ciągły stres. Chciałam bym ambitna, ale nie wyszło. Mam teraz znów za dużo czasu wolnego, więc przeglądam oferty pracy dodatkowej. Może nuż się coś trafi. Jednak do mojego październikowego trybu życia zdecydowanie nie planuję wracać. Czuje się szczęśliwsza mając siłę choćby na to by po powrocie do szkoły "żyć", a nie spać.
Myślenie o tym, co dalej robić w życiu odkładam do 2014 roku.
W niedzielę wybieram się na szkolenie z hybryd, miałam w planach zakup lampy UV jednak jak zwykle brakuje mi funduszy, mimo iż "studentem" już teoretycznie nie jestem. Jednak z legitymacją się tak szybko rozstawać nie zamierzam, czemu sobie odmawiać tylu zniżek.
Zlecono mi również namalowanie ogromnego tła do szopki, jednak sprawa nadal nie jest dogadana, więc może czasem nic z tego nie wyjść. Choć akurat obecnie miałabym na to wystarczająco czasu.
żeby nie przedłużać tej jakże życiowej notki kończę i pozdrawiam :)